Spór o nazwę tego tłustoczwartkowego smakołyku został sklasyfikowany jako nierozstrzygnięty (i nierozstrzygalny) w naszym małym (jeszcze) gospodarstwie domowym. Faworki czy chrust? Chrust czy faworki? Może jeszcze inaczej. Salomon nie rozsądzi. Całe szczęście jesteśmy zgodni co do smaku. Muszą być kruche, delikatne i obficie obsypane cukrem pudrem. Jak w wielu przypadkach kluczem są składniki, dlatego nieśmiało szukam smaku chrustu (sic!) zrobionego z żółciutkich żółtek i prawdziwej wiejskiej śmietany. Odnoszę wrażenie, że faworki uchodzą za trudne, a to nieprawda. Jeśli porównamy przepis choćby z królem Tłustego Czwartku pączkiem, to mamy bułkę z masłem. A zatem wstajemy od komputerów i do roboty. Jeszcze nie jest za późno, żeby zrobić sobie słodki prezent na koniec karnawału.
Składniki:
- 300g mąki,
- 200 ml śmietany,
- 5 żółtek,
- łyżka cukru pudru,
- płaska łyżeczka soli,
- łyżka spirytusu,
- olej lub smalec do smażenia (powinien być smalec, ale nie namawiam).
Do dzieła:
Wszystkie składniki muszą być w temperaturze pokojowej, dlatego wyjmujemy je wcześniej z lodówki.
1. Z mąki, żółtek, cukru, soli i spirytusu ugniatamy ciasto. Spirytus dodajemy po to, żeby ciasto nie nasiąkło tłuszczem.
2. Zagniecione ciasto okładamy wałkiem (to nie żart, naprawdę można się wyżyć) przez około 10 min., dzięki czemu ciasto będzie chrupiące.3. Ciasto odkładamy na 15 min. Po tym czasie dzielimy na części i wałkujemy. Musi być cieniutkie.
4. Z ciasta wykrawamy podłużne prostokąty i każdy z nich nacinamy w środku.5. Zawijamy jeden z końców ciasta do środka.
6. Smażymy na złoty kolor w głębokim tłuszczu. Po wyjęciu odsączamy na ręczniku papierowym i posypujemy cukrem pudrem. Ciasto nie jest słodkie.